- Prawda odpowiedziała róża cichutko. - Urodziłam się równocześnie ze słońcem. Mały Książę domyślił się, że róża nie jest zbyt skromna, lecz jakżeż była wzruszająca! - Sądzę, że czas na śniadanie - dorzuciła po chwili - czy byłby pan łaskaw pomyśleć o mnie? Mały Książę, bardzo zawstydzony, poszedł po konewkę i podał jej świeżą wodę. Wkrótce swą trochę płochliwą próżnością zaczęła go torturować. Pewnego dnia na przykład, mówiąc o swych czterech kolcach, powiedziała: - Mogą zjawić się tygrysy uzbrojone w pazury... - Nie ma tygrysów na mojej planecie - sprzeciwił się Mały Książę - a poza tym tygrysy nie jedzą trawy. - Nie jestem trawą - odparła słodko róża. - Proszę mi wybaczyć... - Nie obawiam się tygrysów, natomiast czuję wstręt do przeciągów. Czy nie ma pan parawanu? "Wstręt do przeciągów to nie jest dobre dla rośliny - pomyślał Mały Książę. - Ten kwiat jest bardzo skomplikowany. " - Wieczorem proszę mnie przykryć kloszem. U pana jest bardzo zimno. Złe są tu urządzenia. Tam, skąd przybyłam... Urwała.
Doświadczony Pilot musiał awaryjnie lądować na pustyni. Był zdenerwowany, bo utknął wiele kilometrów od ludzkich osad, a w dodatku wiedział, że zapas wody starczy mu jedynie na osiem dni. Musiał szybko naprawić zepsutą maszynę, inaczej mógł zginąć. Pracował dokąd dał radę, ale w końcu zasnął. Jego zdziwienie było ogromne, gdy po przebudzeniu zauważył małego, złotowłosego chłopca, który mu się bacznie przyglądał. Dziecko nie wyglądało na zagubione i przerażone. Wprost przeciwnie. Było śmiałe i pewne siebie. Poprosiło pilota o narysowanie baranka. Lotnik chciał się czegoś dowiedzieć o chłopcu, ale ten nie odpowiadał na pytania. Uparcie żądał, aby mężczyzna narysował mu baranka. Pilot, widząc, że nic tak nie wskóra, zabrał się do rysowania. Zrobił to niechętnie, bo jako małe dziecko spotkał się z brakiem zrozumienia ze strony dorosłych. Gdy jako malec narysował węża boa, który połknął słonia, kazali mu odłożyć rysowanie i zająć się arytmetyką Rysunek przypominał kapelusz i każdy dorosły właśnie taką odpowiedź podawał.